Chelsea to oczywiście ogrody pokazowe i nie sposób je pominąć. Mnie najbardziej podobał się The Brewin Dolphin Garden zaprojektowany przez projektanta Roberta Mayers’a. Projektant kieruje zananą brytyjską pracownią, od la tez pokazuje swoje projekty na Chelsea. Ten poniżej przyniósł mu Złoty Medal.
W tym projekcie ujęła mnie przede wszystkim harmonia i spokój jakie z niego epatowały. Z jednej strony proste geometryczne kształty, wyważone kompozycje z drugiej bogata ilość gatunków roślin.
Fantastycznie w tym projekcie było również połączenie różnych materiałów co w praktyce nie jest takie proste.
Interesujące były tez elementy wodne (chociaż myślę że w tamten piątek wszyscy zwiedzający wody mieli po dziurki w nosie). Jednym zdaniem – cudowny, wyważony ogród, połączenie nowoczesnego stylu z pazurem z przeszłości, zachęcający do odpoczynku i refleksji.
Pozostałe ogrody (pewnie bluźnię) były dla mnie takim targowiskiem próżności, jak słusznie zauważył Brokees popatrzeć można ale czy chciałby się mieć taki dla siebie?
Blue Water Roof Garden – znów ciekawa aranżacja z wodą w roli głównej.
East Village Garden:
I na tym kończy się lista moich faworytów. Oczywiście poszczególne elementy mogą się podobać:
Chelsea to taki pokaz ogrodowej mody, który mnie osobiście wkręca słabo… Raczej ciekawostka, pięknie podana na dodatek w wyśmienitym towarzystwie.
Tekst i zdjęcia Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Myślę, że jest sensowne prezentowanie ogrodowych trendów… ale dodatkowo powinno temu towarzyszyć tworzenie bogato ilustrowanych albumów z serii „Nowoczesne Ogrody” (być może z filmem DVD) prezentujących „najpłodniejszych” (brakuje mi słowa, by zawrzeć w nim artyzm, wyczucie kolorystyki i formy, estetykę) projektantów-ogrodników. I pewnie to się robi. Nigdy na takim pokazie nie byłam, ale mam wrażenie, że nagromadzenie takiej ilości bodźców na niewielkiej powierzchni, gwałtowna zmienność, do tego tłumy ludzi, muszą być męczące. Prezentowane ogrody pewnie doskonale przekładają się na małe, miejsce ogrody, natomiast ciężko je „przełożyć” na wielką przestrzeń wsi. Może się mylę… Niemniej cudownie jest je oglądać na własne oczy, ale jak już pisałam, potem byłabym CHORA… mhm… ;o)
Ja mam wciąż mieszane odczucia. Gdy byłam na Wystawie po raz pierwszy wróciłam pod ogromnym wrażeniem przygotowania takiej logistycznie skomplikowanej imprezy. Ale również mocno zmęczona. Masz rację to mała powierzchnia, ogrom bodźców i tłumy jak na meczu Polska – Grecja na Euro. Trzeba przyznać, że mimo tego organizatorzy dbają o zwiedzających (gdzieś przeczytałam, że łatwiej kupić filiżankę herbaty niż obejrzeć ogrody) jednak podziwianie ogrodów z wiszącymi na plecach staruszkami (lovely, so lovely) dla mnie było mało komfortowe. Jednak uderzyło mnie już coś za pierwszym razem – te ogrody są wybitnie tymczasowe. Piękne ale tylko przez te kilka dni w roku. Czy o to chodzi w ogrodnictwie i projektowaniu? Od iluś tam lat lansuje się modę na tzw desingerskie ogrody, zapominając o najważniejszym ich elemencie – roślinach. W efekcie te wszystkie ogrody się zlewają w jedną całość bo ciężko wymyślić coś nowego. Zardzewiałe szpadle i kiczowate kwiatki z jakiegoś tworzywa, nie wiem może znajdą się ekscentrycy skłonni słono za to zapłacić. Może to nie zabrzmi skromnie, ale uważam się za co najmniej dobrego ogrodnika i patrząc na Show w Chelsea mam świadomość, że to tylko show. I że te ogrody nie są naprawdę. Zdecydowanie wolę oglądać ogrody, które istnieją od wie;lu, wielu lat:)