To była moja druga wizyta w ogrodzie Great Dixter , wcześniejsza miała miejsce dwa lata wcześniej w maju. Tym razem odwiedziłam ogród w lipcu.
We wcześniejszym wpisie sprzed kilku lat pisałam już troszkę o historii tego ogrodu. Na początku XX wieku posiadłość została zakupiona przez Nahaniela Lloyd’a. Dom pochodził z XV wieku i wymagał przebudowy. Podjął się jej jeden z najznakomitszych architektów tamtych czasów, sir Ewdin Lutyens.
Był też autorem ogrodów. Jednakże i dom i ogrody zyskały rozgłos dzięki pracy Christophera Lloyda, syna Nathaniela.
Christopher Lloyd urodził się w w 1921 roku i dożył sędziwego wieku 85 lat. Od dzieciństwa miłość do ogrodnictwa wpajała mu matka, zapewne nieświadoma jaki wpływ będzie to miało na przyszłość syna. Po wojnie ukończył studia ogrodnicze w Wye College, potem przez dwa lata był tam wykładowcą. Powrócił do Great Dixter z zamiarem całkowitemu poświęceniu się sztuce ogrodowej.
Na miejscu powstała niewielka szkółka, która funkcjonuje do dzisiaj. Okazało się że LLoyd miał też talent pisarski. Pierwsza jego książka ukazała się w 1957 roku. Z czasem pojawiły się kolejne. Christopher Lloyd był niezwykle charyzmatyczną postacią, często jego pomysły ogrodnicze uznawane są za kontrowersyjne do dzisiaj. Ta charyzma, łatwość używania słowa mówionego i pisanego pomogły mu zdobyć sławę doskonałego ogrodnika. Oczywiście wszystko to wpisane w malownicze otoczenie Great Dixter musiało zaowocować też rozpowszechnieniem ogrodu, umieszczanego na mapie jako jeden z najchętniej odwiedzanych.
Kilka lat przed śmiercią Christopher LLoyd utworzył The Great Dixter Charitable Trust. Głównym założeniem towarzystwa było wykupienie udziałów, które należały do siostrzenicy Lloyda. Dzięki oddaniu pracowników, ich pasjo dom i ogrody zachowane są w doskonałym stanie. Zachęcają zwiedzających do odwiedzin i inspirują ludzi na całym świecie.
Dzięki wielu dotacjom i funduszom również od osób prywatnych The Great Dixter Charitable Trust przeprowadziło szereg renowacji samego domu, przeprowadzono prace konserwatorskie nie tylko budynku ale również wyposażenia. Stworzono zaplecze nie tylko dla odwiedzających ale też dla młodych adeptów sztuki ogrodowej. Odbywają się tutaj różnego rodzaju szkolenia i kursy.
Pisałam już kilka lat temu że ta pierwsza wizyta trochę mnie rozczarowała. Może na ten nie najlepszy odbiór miała wpływ późna wiosna, może pora roku. Sama nie wiem. Wizyta lipcowa była zgoła inna. Już sam dojazd sprawiał niezwykle pozytywne wrażenie. Lasy, jakby nie tknięte ludzką ręką i cudowne łąki wokoło ogrodu.
Oczywiście gdy przyjechaliśmy na miejsce musiało padać… Na szczęście dynamiczna brytyjska pogoda sprawiła nam niespodziankę, po deszczu wyszło słońce. Wiem, że tylko w słoneczny dzień powinno się oglądać ten ogród. Nagle, gdy chmury zaczęły się przesuwać poczułam się jak Alicja po drugiej stronie lustra. Nagle wąskie przejścia przestały mi przeszkadzać a ciemne, zwłowieszcze topiary stały się cudownym tłem dla innych roślin. Otoczył mnie niezwykły bajkowy ogród tętniący tysiącami roślin, które dzięki kolorom, fakturom, kształtom tworzyły pomiędzy nimi niezwykły spektakl.
Na dodatek w ogrodzie warzywnym miałam przyjemność spotkać głównego ogrodnika, do dzisiaj jest nim Fergus Garrett.
Great Dixter to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych ogrodów jakie widziałam w życiu. Ma w sobie ten niezwykły klimat angielskich ogrodów, jakaś taką nutę magii i tajemniczości. Ale przede wszystkim to niezwykłe dzieło sztuki ogrodowej z ogromnym przytupem. Bo takiej różnorodności gatunków chyba nie widziałam nawet w Kew.
Tekst i zdjęcia Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Great Dixter ma wyjątkowy klimat – z pewnością w dużym stopniu wpływa nań niesamowity dwór i osobowość Christophera Lloyda.
Fajnie napisałaś, że to ogród z przytupem, inspirujący do rozmyślań, poszukiwania własnej drogi, odwagi w szukaniu rozwiązań. Ale i kontrowersyjny – ta różnorodność gatunków i ich połączenia. Dla mnie – bardzo ciekawy, ale nieco przytłaczający.
Mnie też trochę przytłoczył na początku. Jednak gdy przeszłam się po nim raz drugi i trzeci zaczęłam doceniać i odwagę (bo trzeba ją mieć by wyrzucić wszystkie róże) i kreatywność. Praz oczywiście pracę włożoną w ten ogród.
Oj, tak, odwagę i kreatywność doceniam, oczywiście. Niewątpliwie, to ogród, który warto zobaczyć. Ale nie wpisałam go na swoją listę najpiękniejszych. Może potrzebna mi kolejna wizyta tam…
Muszę zerknąć co jest na Twojej liście:)