Trochę postanowiłam pokazać wystawę od końca, bo pewnie wszyscy są już znudzeni oglądaniem ogrodów pokazowych. Tegoroczna impreza wg mojego małżonka powinna była się nazywać Chelsea Shower Show, a przynajmniej tego dnia na który my mieliśmy wykupione bilety. No ale skoro przyleciało się tyle km grzech byłoby nie skorzystać…
Oczywiście całą imprezę organizuje RHS:
Długa aleja w parku na czas wystawy zamienia się w jeden wielki handlowy deptak. Można tam kupić wszystko co w ogrodzie jest niezbędne (i zbędne) – począwszy od kaloszy w ekstrawaganckich cenach, narzędzi i kosmetyków, po różnego rodzaju inne drobiazgi i dekoracje. Trzeba jednak przyznać Anglikom że wszystko to jest bardzo pięknie i elegancko podane.
Mnie zauroczyły te rzeźby a właściwie ich ekspozycja…
Poidełka dla ptaków, czyli piękne Bird Bath w cenach po kilka tys. funtów:
Wszelkiego rodzaju domki ogrodnicze, szklarnie to moja ostatnia fascynacja:
Ta niebanalna altana poniżej zachwyciła mnie szczególnie, nie dość że piękna, świetnie wewnątrz zaaranżowana to na dodatek ogrzewana (w Londynie padał deszcz i było 8 stopni C):
Poniżej mały wyjątek od tytułu tego postu, miniaturowy ogródek z domkiem na drzewie – dzieci penie byłyby zachwycone:)
I znalazłam pewien znany już dobrze z bloga ogród:
Na Chelsea można obejrzeć wszystko co w ogrodzie przydatne, oczywiście można też to wszystko sobie zamówić. Wystawiają się najlepsze firmy z całej Anglii (i nie tylko):
Aranżacje bywają ciekawe, zachwycające, dopracowane i dopieszczone do ostatniego kamyczka i łodyżki:
Czasem frapujące:
Warto też zerkać pod nogi:
Mnie zauroczyły te makówki, chętnie bym takie „posadziła” w ogrodzie:
Nie wzgardziłabym też takimi donicami:
Tekst i zdjęcia Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Bywać w takich miejscach… widzieć to wszystko… moje marzenie. Gdyby potem „nie chorować na zielone”. Tak mam. Marudzę wtedy na mój prowincjonalny, wiejski ogród, na gliniastą glebę, na brak czasu i środków, by zrobić coś nowego. A mam jeszcze sporo miejsca na szaleństwa. Czasem lepiej mieć kawałeczek ogrodu, bez perspektyw na jego powiększenie. A tak… końca nie ma ;o)
Serdecznie pozdrawiam. Bardzo dziękuję Marto za odwiedziny.
Ja mam podobnie, po albiońskich wycieczkach marudzę – na klimat, na brak czasu i środków i na glinę, szczególnie po takich deszczach jak ostatnio. Z jednej strony lęgną się nowe pomysły ale deprymujące są wymienione wyżej ograniczenia. Dodatkowa frustracja to ogrody klientów, zwłaszcza te co tydzień doglądane, dopieszczone tak jak nigdy mój nie będzie. Ech mieć na wyłączność taką brygadę G…