O starym ogrodzie w Goczałkowicach pisałam już kiedyś tutaj.
Przyszedł i czas na nowy. Wycieczka miała miejsce pod koniec września, dzień był wyjątkowo przyjemny i ciepły. W sam raz na wyprawę ogrodową. Właśnie przy okazji wizyty w starym ogrodzie, który jakiś czas temu zwiedzaliśmy małą grupą zaprzyjaźnionych ogrodników nastąpiło pierwsze podejście do obejrzenia nowych założeń. Nikt z nas nie poczuł się dostatecznie zachęcony tym co zobaczyliśmy przy wejściu i wyprawa zakończyła się tylko wizyta w punkcie sprzedaży. Z czysto poznawczego punktu widzenia uznałam, że w końcu trzeba ten ogród zobaczyć – po pierwsze blisko, po drugie wciąż w internecie spotykam się z zachwytami nad jego urodą. Być może moja ocena jest zbyt surowa bo wciąż nie mogę pozbyć się maniery patrzenia na inne ogrody poprzez pryzmat ogrodów oglądanych na Wyspach. Jak mawia moja znajoma, jestem już zepsuta… W każdym razie na pewno jest to ocena bardzo subiektywna. Przyznaję, że dość długo się zbierałam do napisania tego tekstu, przypadkiem zupełnie zostałam zmobilizowana (Konrad dzięki).
Ogrody w Goczałkowicach podzielone są na małe ogródki, każdy ma swoją nazwę i tematycznie do niej nawiązuje. To teoria, w praktyce bywa różnie.
Mnie spodobały się różnego rodzaju dekoracje z różnych starych przedmiotów i innych znalezisk uzupełnione roślinami, które akurat o tej porze mają swoje 5 minut. Zdecydowanie też swoje 5 minut miały dynie:)
Teraz wiadomo dlaczego na stoisku Galerii Ogrodowej podczas jesiennych targów w Krakowie królowały właśnie dynie:) Nie ukrywam, że to tutaj zaczerpnęłam inspirację:)
Rozczarował mnie staw – we wrześniu powinny nad nim królować byliny, kępy traw a w sumie nie było co oglądać ani fotografować poza przypalonymi liśćmi host.
Natomiast ciekawy pomysł to tzw Ogród Ciszy – labirynt stworzony za pomocą miskanta olbrzymiego (Miscanthus gigantheus).
W środku labiryntu czekała niespodzianka:
Sporo też spotkaliśmy piórkówek, tutaj chyba odmiana ’Hameln’. Piękne kępy i do tego ładnie wyeksponowane:
Podobnie miała się rzecz z rochodnikami, widziałam głównie niezawodną odmianę ’Herbstfreude’.
Kolejny ogródek, to Chata Boryny. Mnie ten pomysł szalenie się spodobał przy pierwszym rzucie oka, przy drugim zaczęłam patrzeć już bardziej krytycznie. Na detale, nasadzenia i szczegóły.
Okrutnie raziły mnie tutaj te świerki serbskie – nie pasują do cudownej drewnianej kapliczki, poza tym to ogromne drzewa, piękne, ale ogromne. Z czasem urosną sięgając kabli. O ile na rozmieszczenie słupów raczej nie mamy wpływu to na dobór roślin owszem. Ciągle widuję u siebie na wsi okaleczone świerki i sosny przycięte do wysokości linii energetycznej bądź telefonicznej. Aż serce się kraje…
Piękna studnia chyba nie wymagała aż tak intensywnej oprawy:
I piwniczka:
„Co do pokrycia czyli dachu ziemianki, języki słowiańskie przechowały ważną wskazówkę. Wszyscy Słowianie posiadają, w różnych postaciach, na oznaczenie dachu, wyraz strzecha, a ten pochodzi od strzeć (rozpostrzeć, rozpościerać, od źródło-słowu „str”, znanego we wszystkich językach aryjskich). Strzecha przeto znaczy właściwie coś rozpostartego, nasłanego, a była to właśnie słoma, nawóz, mech, badyle ziół, a przede wszystkiem trzcina rozpostarta nad ziemianką…” (Z.Gloger).
Tak się składa że widziałam takie piwniczki na Mazowszu, wciąż można je tam spotkać, moja przyjaciółka pochodzi z rejonów gdzie toczyło się życie bohaterów powieści Reymonta. Z tamtych beztroskich wakacji pamiętam chaty kryte strzechą i piwniczki zagłębione w ziemi. Ale na tych piwniczkach raczej nie rosły jałowce….
Spacerując widać ogromny rozmach, pracę i pieniądze włożone w ogrody, jednak efekt nie jest oszałamiający. Idąc coraz dalej coraz rzadziej miałam ochotę sięgać po aparat. Oceńcie sami:
Mnie osobiście ta wszechobecna cegła, beton i kamień przytłoczyły. Wolałabym obejrzeć piękne kompozycje z roślin z delikatnie wtopionymi rzeźbami, osłonięte żywopłotami. Mam wrażenie, że w pewnym momencie zabrakło już pomysłów. Rabata bylinowa otoczona żywopłotem z żywotnika w odmianie Brabant to już czysta desperacja…
Teraz czas na ogród angielski:
Im dalej szłam tym więcej dostrzegałam błędów, nazwałabym je szkolnych. I takich projektowych i typowo ogrodniczych. Może się czepiam, ale ogrody pokazowe powinny być inspiracją dla zwiedzających i zdecydowanie również pełnić rolę edukacyjną. Jadąc tam miałam nadzieję, że sfotografuję trochę drzew, ale niestety nie udało się – wiele rośnie już w takim ścisku, że trudno dostrzec ich walory ozdobne. Te mankamenty zepsuły mi przyjemność z pięknej, ciepłej niedzieli do tego stopnia iż nie bardzo potrafiłam się skupić na rzeczach ładnych, ciekawych. Bo takowych też w tym ogrodzie jest sporo. Ja na zawsze zapamiętam fantastyczną aleję lipową. Przede wszystkim ogród jest zadbany, odwiedzają go tłumnie całe rodziny i to się pomysłodawcom chwali. Przy wejściu jest też fajna knajpka z klimatem oraz ogródek na zewnątrz.
Dobrze, że takie miejsca są i powstają, to świetna alternatywa dla galerii handlowych czy parków rozrywki. Każde obcowanie z przyrodą jest cenne.
Zastanawiałam się potem dlaczego w tego typu ogrodach nie ma tak spektakularnych miejsc jak w ogrodach angielskich, niemieckich, czy holenderskich. Nie jest to przecież jedynie kwestia klimatu, w naszym możemy z powodzeniem uprawiać tysiące roślin ozdobnych. Dlaczego tym ogrodom brak lekkości, tej subtelnej nuty, tego zaczarowania… I olśniło mnie. Niewiele tutaj bylin a to one są najczęściej dopełnieniem ogrodu, dodają mu dynamiki, kolorytu. Zmieniając się w trakcie sezonu wegetacyjnego sprawiają, że ogród żyje. Raptem pojawiło się tutaj trochę host, żurawek, rozchodników, traw i jeżówek. Czyli 'top trendy’ ostatnich lat. Niestety popyt na byliny nie jest aż tak duży, znacznie trudniej je utrzymać w dobrej formie w punktach sprzedaży niż drzewa czy krzewy. Zaprojektowanie ładnej rabaty bylinowej również nie jest prostą sprawą. Wymaga nie tylko ogromnej wiedzy, wyczucia ale też dużego doświadczenia. Coś o tym wiem, bo od lat zmagam się w swoim ogrodzie z podobnymi problemami. Do tego utrzymanie takiej rabaty w dobrej kondycji jest okrutnie pracochłonne.
Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak zaplanować zmiany we własnym ogrodzie. Mam nadzieję, że dzięki nowym narzędziom będzie to znacznie przyjemniejsze. Właśnie do wykopywania i przesadzania bylin kupiłam mniejsze i węższe widły amerykańskie:) To było moje 'must have’ na 2012 rok.
Tekst i zdjęcia Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Marto, ja tego ogrodu nie widziałam na żywo. Tyle co z telewizji i na zdjęciach. I mam podobne odczucia jak Ty.
Pani Marto, dziękuję za ten wpis. Ja też mam wrażenie, że to jakieś nieporozumienie z ogrodem pokazowym. Ja użyję nazwy dosadnej. Kicz i pastisz tradycji ogrodniczych polskich – wiejskich i jak się okazuje angielskich również.
Zastanawiałam się czy pisać ten tekst i wkładać łyżkę dziegciu, ale uznałam że będę wierna swoim zasadom, nie można pisać o wszystkim wyłącznie w superlatywach. Kiedyś zadano mi pytanie, co gdybym została zaproszona do ogrodu a ogród okazałby się kiczem? Odpowiedź jest prosta, nie napisałbym o tym z jednej przyczyny – z grzeczności. Bo jeśli ktoś mnie wpuszcza do prywatnego ogrodu, pozwala fotografować i obdarza zaufaniem, to zwyczajnie nie wypada robić tej osobie przykrości. Na szczęście jeszcze mi się to nie przytrafiło:) Jednak jest różnica pomiędzy ogrodem prywatnym a publicznym – w pewnym sensie ten ostatni skazany jest na ocenę, pochwały ale i również krytykę.
Ciągle też słyszę, że zachwycam się „obcą kulturowo” sztuką ogrodową Wysp. Ale nic nie poradzę, podoba mi się bardziej niż to co mam pod nosem.
Dopiszę się, bo ogród w Goczałkowicach znam z autopsji i widziałam go właściwie od chwili, gdy powstawał. I cały czas mam wrażenie, że kumulują się w nim błędy dość typowe w polskich ogrodach. Przede wszystkim zbyt dużo różnych, zbyt różnorodnych elementów architektury ogrodowej. Nierzadko zupełnie oderwanych od otoczenia, ale stawianych, bo same w sobie są interesujące. Każdy inny, bo i ten kamień piękny, i ten odcień cegły ciekawy, i taki kształt niezwykły. Tyle że nie ma w tym jednorodności, ciągłości, spójności, wreszcie jakiegoś wyciszenia, spokoju, które chyba powinny być tym, czego szukamy w ogrodzie. Dla mnie ten ogród jest właśnie taką „pokazówką”, ale w niedobrym tego słowa znaczeniu. Bo jeśli chodziłoby o to, by jacyś zupełni laicy mogli miło spędzić czas wśród zieleni parkowej, to tak, wystarczy, są masy ludzi, którzy lubią skanseny i będą sobie robić zdjęcia na tle tej chaty. Ale jako przykład edukacyjny dla kogoś szukającego inspiracji do własnego ogrodu jest to moim zdaniem zupełnie chybione założenie. O przewadze kamienia i cegły nad zielenią już mi się nawet nie chce pisać 🙁
Drobna uwaga – to co wisi w powietrzu, to przewody, nie kable. Kable _najczęściej_ jednak są kładzione w ziemi.
Zapamiętam to końca życia że kable to do ziemi:) Dziękuję:)
Jestem stałym klientem i często odwiedzam ogrody pokazowe w Goczałkowicach i również mam kilka uwag po przeczytaniu wpisu…
1)funkie wyglądały w opłakanym stanie co było wynikiem gradobicia (pytałem dlaczego tak mizernie wygladają obsługi) 2)świerki serbskie bardzo mi się podobają ze względu utworzenia zielonej areny dla roślin pełniących rolę solistów na rabatach, sądzę że będą przycinanie w formie żywopłotu aby zasłonić betonowy płot, który nie dodaje uroku (ale wiadomo-finanse) 3)są to ogrody pokazowe oraz tematyczne co jest zrealizowane moim zdaniem fantastycznie 4) „wolałabym obejrzeć piękne kompozycje z roślin z delikatnie wtopionymi rzeźbami, osłonięte żywopłotami” tak jakby ogrody francuskie? jeszcze może powstaną bo ogrody w trakcie realizacji;) 5)brabantem osłonięta nie rabata lecz miejsce „okrągłych spotkań” chyba ze coś przeoczyłem 😉 6)piekna rabata bylinowa jest i otacza przaśny ogród wiejski 😉 jestem szczęsliwcem, że mieszkam w pobliżu i mogę odpocząć w zielonym kawałku świata u Kapiasów (moim zdaniem pełnych werwy i pomysłów)! gorąco polecam;)
Każdy ma prawo do własnej subiektywnej oceny, każdy z nas inaczej odbiera to co wokoło.
Takie miejsca zawsze warto odwiedzać, chociażby dla „ogólnego wykształcenia” i alternatywy spędzania czasu przed TV.
Warto też na pewno zajrzeć do dobrze zaopatrzonej szkółki, zwłaszcza w drzewa i krzewy:)
Zamiast świerków serbskich posadziłabym żywopłot grabowy, bardziej pasuje mi do staropolskiej chaty:)
Czepiam się, bo według mnie wiele rzeczy do siebie nie pasuje. I tak np piękne greckie kolumny zdecydowanie lepiej wyglądają na tle zieleni, na terenie jakiegoś dużego parku. Przykładów można mnożyć dużo.
W zupełności się z Pania zgadzam co do „wolności”subiektywnych opinii o ogrodach. Owocna polemika o nich jeszcze bardziej jest satysfakcjonująca, byłaby Pani nią zainteresowana? Nie powiedziałbym, że ogrody przedstawiają tylko „ogólne wykształcenie”. Kiedy Pani ostatnio odwiedziła Goczałkowice? Chyba dość dawno. Pytam bo greckie kolumny przeistoczyły się w klasyczną świątynię dumania w ogrodzie romantycznym, którego tłem (jak podrośnie) będzie choina kanadyjska obsadzona na granicy tegoż ogrodu. Żywopłot grabowy we wiejskim? Chyba lepszym materiałem byłaby poczciwa polska Salix, którą zresztą upodobał sobie na swa siedzibę Rokita (stąd też nazwa rokiciny), w formie przeplatanki. Z chęcią podjąłbym dyskusję nt niedociągnięć i błędów 😉 Tymbardziej, że w innych poście opisuje Pani ogrody w Dankowicach, z którymi wiąże się moja „osobista wpadka”;) Pojechałem z przyjaciółmi z Monachium do dankowickich ogrodów i doznaliśmy szoku… Który przypomniał mi się gdy czytałem Pani infomrację, że są to ogrody „znacznie ciekawsze, ładnie skomponowane, bardziej różnorodne niż poprzednie” Nasze odczucia były zgoła odmienne albo piszemy o zupełnie innych ogrodach w Dankowiach (poprzestanę na tym bo mamy się skupić na Goczałkowicach). Moim zdaniem właśnie Goczałkowiach idą z duchem czasu 😉 A się rozpisałem – fakt;)i na koniec, poczekajmy parę ładnych lat, aż te ogrody dojrzeją i nabiorą charakteru poważnej dystyngowanej damy, bo obecnie to dzieciak który ciągle zaskakuje 😉 serdeczne pozdrowienia z białego Bielska – Białej 😉
Panie Dariuszu – de gustibus non disputandum est:)
Nie było i nie jest moją intencją wytykanie błędów, bo każdy jej popełnia. Nie po to tam pojechałam. Natomiast mam prawo do subiektywnych odczuć, czego dałam wyraz pisząc powyższy post.
Również pozdrawiam:)