Znów wracam do ostatniego wyjazdu na Wyspy, tym razem ogrody Greencombe położone w hrabstwie Somerset. Powrót do zdjęć z Anglii tym przyjemniejszy bo pozwala się oderwać na chwilę od własnego ogrodu, który po ostatnich ulewach w Małopolsce zamienił się w rwący strumień. Nie wiem ile czasu jeszcze zajmie mi porządkowanie nie tylko roślin ale całego tego śmiecia które naniosła woda…
Ten mały ogród położony jest na pięknie ukształtowanym terenie z cudownym widokiem na Kanał Bristolski. Ogród został założony przez Horace Stroud w 1946 roku. W 1966 trafiła tutaj Joan Loraine, która zajęła się opieką i pielęgnacją ogrodu – całość ma mniej więcej 1,5 ha powierzchni i w porównaniu do ogromnych angielskich posiadłości wydaje się być niewielka. Historia tego miejsca sięga XIII wieku, oprócz pól znajdowało się tam mnóstwo lasów. Tak też jest w ogrodzie, położony na północnym stoku porośnięty jest starodrzewem. Takie położenie ma zaletę, wiosenne kwiaty rozwijają się powoli, dłuzej kwitną zapewniając spektakl przez długi okres czasu. Pod drzewami Joan Loraine stworzyła przepiękny ogród leśny z poszyciem z kamelii, różaneczników i hortensji. Greencombe na pewno wyróżnia wśród podobnych leśnych ogrodów rzadka i ciekawa kolekcja bylin poszycia niespotykanych gdzie indziej. Znajdują się tutaj narodowe kolekcje z gatunku:
Właścicielka była nastawiona na ekologiczne ogrodnictwo zanim to stało się modne. By stworzyć idealne warunki dla roślin leśnych zaczęła produkować kompost na ogromną skalę. Do dzisiaj wytwarza się go tutaj w ilości 25 – 30 ton rocznie. Chłodny las, gruba warstwa humusu i łagodny nadmorski klimat zapewniają wielu roślinom idealne warunki.
Powitały nas urocze ścieżki i klimatyczny dom:
Ogród przy domu jest bardziej uporządkowany pod względem nasadzeń niż część leśna ale i tak sprawia wrażenie bardzo naturalnego.
Przyznaję, że trudno mi było wybrać zdjęcia do tego postu – właściwie żadna ich ilość nie odda uroku tego miejsca.
O tej porze roku zachwycające są róże, których w Greencombe jest sporo i to w całkiem zaskakujących miejscach – miedzy innymi pnąc się po drzewach.
Ja z tego pobytu zapamiętam masę drobnych niebieskich dzwonków które porastały każde dostępne miejsce (Campanula portenschlagiana?):
Oraz niewielki ogródek z altaną, tradycyjnym basenem wodnym i zapożyczonym krajobrazem – to ukłon w stronę klasycznych angielskich ogrodów:
Jak widać ogród nie jest nudny:
Ten ogród emanował spokojem, nie jest nastawiony na turystów, nie ma kawiarni, sklepu z durnostojkami, owadzich domków pod publiczkę ani kolorowych folderków… Jednak podejrzewam, ze wiosną, kiedy leśna kolekcja zaczyna tętnić życiem pielgrzymują tutaj miłośnicy roślin z całej Anglii i Walii. Sama bym się chętnie na taką pielgrzymkę w kwietniu wybrała:)
Tekst i zdjęcia Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.