Ciężko mi w zeszłym roku szło pisanie bloga i staram się trochę nadrobić. Dzisiaj jeszcze zaległości z majowej wyprawy do Anglii. Może to nie jest zły pomysł na odskocznię od zasypanych polskich ogrodów.
Hoveton Hall leży w hrabstwie Norfolk i jest ogromną posiadłością obejmującą prawie 48 hektarów ogrodów i parków oraz 4 x więcej ziemi (lasów i pół ornych). Państwo Buxton, właściciele tego majątku jak widać do ubogich nie należą:) Dom powstał prawdopodobnie na początku XIX wieku a wraz z nim ogrody.
Ja trafiłam tam pod koniec maja – zeszłego roku wiosna była mocno opóźniona na Wyspach, miało to wady ale także zalety (o czym później). Do ogrodu pojechaliśmy w sobotę i całkiem nieświadomie obejrzeliśmy Craft Fair (chociaż poziom tego „craftu” był daleki od tego do czego przyzwyczaiła mnie Nordstjerna). Gdyby nie samochody w tle…
Zwiedzanie zaczęliśmy od ogrodu kuchennego i z rozczarowaniem stwierdzam, że ta zapóźniona wiosna dała się w kość roślinom użytkowym, nie bardzo co było oglądać. Na szczęście na jedzeniu świat się nie kończy więc skupiłam się na części ozdobnej:
Budynek widoczny na zdjęciach to domek ogrodnika. Cóż… mogła bym być ogrodnikiem w Hoveton Hall:) Nie ukrywam, że ten domek z przyległościami zawładnął moim sercem i poruszył wyobraźnię.
Podziwiałam łubinniki (Thermopsis chinensis), takich pięknych kęp wcześniej nie widziałam nigdzie:
Zachwycił mnie też ten kuklik (Geum rivale 'Flames of Passion’). Wystarcza mu podobno kilka godzin słońca w ciągu dnia:)
Pogoda sprzyjała spacerom, ale takie pełne słońce nie jest najlepsze do robienia zdjęć. Ostatni rzut oka na rabaty:
… i na imponujące złotokapy:
Część ogrodu otoczona murami nosi nazwę The Spider Garden, oto rozwiązanie zagadki dlaczego właśnie tak:
Ta brama była niesamowita, prowadziła do mniej ucywilizowanej części ogrodów, czyli do parku i arboretum. Brama została wykonana w 1936 roku przez Erica Stevensona. Dla mnie to arcydzieło. W centrum ogrodu znajduje się też okrągły placyk z krzemienia imitujący pajęczą sieć. Placyk został zaprojektowany w 1998 roku przez architekta krajobrazu Jamesa Smitha. Ponieważ to był maj to wejście do parku było z mocnym przytupem:
Kwitnące azalie i różaneczniki były dosłownie wszędzie. Oblegały ścieżki, polany, mostki…
Nie da się ukryć, że zdominowały ogród o tej porze roku i na nic inne drzewa… Chyba że posadzone jako soliter znany zapewne wszystkim projektantom na całym świecie:)
Moje czujne oko wypatrzyło też oczywiście paprocie, orlica tylko w takiej fazie rozwoju jest dla mnie akceptowalna:
Wygląda jak ubrane w liście tancerki baletowe… natomiast długosza królewskiego zawsze witam z radością, zwłaszcza tak stare i tak pięknie rozrośnięte egzemplarze:
Na terenie arboretum jest cała masa cieków wodnych, małych i większych jeziorek. Nic dziwnego że rośliny nawodne czują się tam tak dobrze.
Kandelabrowe pierwiosnki to moje Waterloo. Na szczęście tutaj mogłam je podziwiać prawie na każdym kroku:
Jeszcze hosty, których jest w tym ogrodzie sporo i taka wysepka to ewenement, raczej były wkomponowane w inne rośliny:
Przy okazji odbywającej się imprezy craftowej można było również podziwiać sokolników. Ja mam zawsze mieszane uczucia na widok dzikich zwierząt w niewoli. Przyglądałam się ptakom i nie wiem czy moja zaciekawiona mina czy duży aparat spowodowały zaproszenie do obejrzenia ich z bliska. Tylko dzięki temu mogłam zrobić jakieś zdjęcia, bo mój obiektyw na 55 mm się kończy. Bardzo powoli i bardzo ostrożnie przy pomocy ptasiej opiekunki udało mi się podejść praktycznie na odległość 1 m. Niestety pan chyba na fotografii znał się średnio bo ustawiał się z ptaszorami centralnie pod palące słońce:) Ale i tak zaproszenie było miłe:)
Powoli opuszczałam arboretum i moim oczom ukazała się rezydencja:
Przyznaję, że rozczarował mnie ogród przy domu. Cóż z okien takiego molocha podziwia się pewnie głównie drzewa. Natknęłam się też na niezwykłą oranżerię…
Zadbana i dopieszczona od strony „pańskiego” ogrodu, od strony leśnej okazała się być prozaicznym budynkiem gospodarczym. To się nazywa oszczędność;)
Tekst i zdjęcia Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Mmm, cudna wycieczka w zimowy czas. Domek ogrodnika zachwyca mnie bardziej niż rezydencja.
Prawda? też wolałabym domek ogrodnika:)
Tej pajęczej bramy to można się nawet obawiać.
Patrząc na literaturę angielską typu Harry Potter, to za bramą może być królestwo ogromnej krwiożerczej pajęczycy !
😉
Na szczęście za bramą było to co na fotkach poniżej:)