Właściwie za wizytę w tym ogrodzie powinnam podziękować Kasi, która namówiła nas głównie na Hidcote. Okazało się że całkiem po sąsiedzku znajdują się Ogrody Kiftsgate. Kolektywne zwiedzanie widać ma ogromne plusy:) Ogrody te wyszły spod ręki trzech pokoleń kobiet, nie bez znaczenia jednak na rozwój tego uroczego miejsca miało sąsiedztwo z Hidcote właśnie. To ogromna kolekcja roślin przywożonych z całego świata, zamknięta między innymi w formalnej części ogrodu okazałymi żywopłotami (mnie zauroczyły żywopłoty z czerwonolistnej odmiany buka pospolitego). Ta część formalna to przed wszystkim urocze i doskonale skomponowane rabaty bylinowe, ułożone w perfekcyjny sposób.
Z czasem ogród zaczął się rozrastać – tutaj warto podkreślić, że znaczna jego część usytuowana jest na dość stromym stoku, po którym prowadzą w dół fantastyczne kamienne ścieżki i schody. Oczywiście spacerując nimi można podziwiać okazałe drzewa ale także urocze małe zakątki.
Niższe, które powstały na zboczu tego wzgórza pozwalają na uprawę wielu rzadkich roślin. Podobnie jest też pod samym domem, osłonięte od wiatru i chłodu miejsca są doskonałym schronieniem dla mnóstwa interesujących gatunków. Ogród zakończony jest wyjątkowo pięknym ha-ha, rozciągają się stamtąd taki oto widok:
Ten, jak wiele angielskich ogrodów z epoki edwardiańskiej, podzielony jest na „pokoje”, w jednym z nich czeka zwiedzających niespodzianka w postaci takiej oto fontanny:
Oczywiście angielski ogród latem bez Japończyków to nie ogród…
Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować kolejną wspólną wyprawę i pojechać do Kiftsgate jesienią, już bez Japończyków i ich komórek:)
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.