Wiosna już u progu ogrodu, zaczynają kwitnienie pierwsze rośliny. Pierwszy w tym roku powitał mnie miłek:Potem tradycyjnie przebiśniegi:
Jednak ten sezon rozpoczął się dla mnie nietypowo- od wizyty na Komendzie Policji. Okazało się, że po zimie zniknęło kilka krzewów. Na dodatek takich nietypowych, rzadkich do kupienia i świeżo posadzonych. Pomyślałam na początku ze złodziej przeszedł się i wyjął to co wyjąć było łatwo. Ale potem zauważyłam zniknięcie kilku krzewów róż angielskich, które były solidnie ukorzenione i na dodatek zakopczykowane. Próbowaliście wyjąć kiedyś róże gołymi rękami? Z gliny? Zniszczeń na rabatach nie ma, myślę że amator cudzych roślin to również amator ogrodnik, któremu spodobał się mój ogród. I miło mi że się podoba, ale wolałabym by było to docenione inaczej. Pomijam już straty finansowe, bardziej mnie boli sentyment i emocje związane z tymi roślinami. Bo każda z nich miała swoją historię…
Miłek na zdjęciu powyżej pochodzi z ogrodu Elwirki.
Mam nadzieję, że takich postów więcej nie będzie. Że będą tylko takie z których będzie wiało optymizmem.
Tekst i zdjęcia Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Jakie to przykre, niestety zdarza się wcale nie rzadko. Zazdrość, głupota? na pewno brak szacunku dla Twojej ciężkiej pracy. Nie wyobrażam sobie bym wyrywała u kogos cokolwiek bo mi się podoba a nie mogę czy nie chcę kupić ale miec i owszem. Brat stracił tak na działce rosliny i…..znalazł kilka ogródków dalej, tylko jak udowodnic, że to faktycznie jego?
Mam tylko nadzieję, że ten ktoś zaopiekuje się roslinami by nie zmarnowały się chociaż…ale to żadne pociecha i absolutnie nie usprawiedliwia chamstwa…..
Mam nadzieję, że nie zmarnował. Bo kalina przyjechała z Lublina, jedna róża z Wrocławia, druga róża z Wisley, jabłoń z Kotliny Kłodzkiej, bukszpany formowała wcześniej moja wspólniczka z patyczków… ech. Podejrzewam że ów 'koneser’ by się oburzył na zwiniecie radia z samochodu albo portfela z torebki.
Zresztą kiedyś miałam taką sytuację, że przy mnie ktoś z zaproszonych gości bez mojej wiedzy sobie skubnął jakaś roślinkę… Od tamtego czasu zapraszam już niewielu gości, tylko takich którzy wiem że nie tylko pracę docenią ale nie będą latać z łopatką miedzy rabatami bez mojej zgody.
Jeden z policjantów mówił, ze jemu też kiedyś zginęło…
Współczuję, Marto. Kradzież jest zawsze ohydna, a tu dodatkowo żywe, pielęgnowane i z emocjonalną historią rośliny.
Wiesz, jakoś przełknę stratę. Boję się teraz że w miarę jak rośliny zaczną wegetację to będą znikać kolejne:( Ostatnio gdy o tym opowiadałam znajomej, która zna mój ogród od baaardzo dawna zrobiła wielkie oczy. Niemożliwe, nigdy nic mi nie ginęło…
Aż wierzyć się nie chce, że ktoś kto kocha zielone (skoro z pasji zaczadza go tak, że popycha do kradzieży) może jednocześnie … nie lubić ludzi zielono zakręconych, niszcząc ich pracę.
Chyba, że złodziej nie był ogrodomaniakiem, ale zwykłym złodziejem wykopującym rośliny na handel. W takie coś już uwierzyć lżej, choć strata i tak bolesna.
Trochę to przerażające – mamy do roślinek dołączać gps-y albo je jakoś znakować, żeby nie tracić ?
Widziałam już różne rzeczy i praktyki wśród zielonozakręconych… Do grupy skradzionych roślin dołączyła jeszcze gipsowa gęś – tak gipsowa gęś. Stała na wsi, dostałam ją kiedyś w ramach żartu od przyjaciół na okrągłe urodziny. Gęś kiczowata ale miała swoją historię na którą tu miejsca nie ma, zresztą zbyt prywatną i osobistą. Szkoda…
Bardzo Ci współczuję – utrata roślin to strata całego sezonu, albo i kilku.
Zdumiewa mnie jednak dobre rozeznanie złodzieja, zwłaszcza jeśli chodzi o róże. Pięknie przycięty krzew rzuca się w oczy, ale bezlistna po zimie róża? Nasuwa mi się nieodparcie wrażenie, że jest to ktoś, kto się już z Twoim ogrodem zapoznał.
Chyba musisz pomyśleć o jakichś zabezpieczeniach. Choćby po to, aby już o tym nie myśleć. Mówię z doświadczenia – miałam takie „wizyty”, nie „ogrodników”, zwykłych złodziei i wandali. To ktoś przeciął siatkę, to się włamał do komórki i obciął kabel od kosiarki, to zajrzał do domu prawie mi za plecami… Nabawiłam się lekkiej paranoi – ciągle się podejrzliwie rozglądałam. Psuło mi to radość pracy w ogrodzie. Uspokoiło mnie dopiero podwyższenie ogrodzenia.
Nie wiem czy zabezpieczenia pomogą. Najlepsza opcja to podgląd przez internet, ale z zasięgiem mam tam kiepsko:(