Chcąc sobie troszkę polską jesień przedłużyć kolejny raz wylądowałam na Wyspach Brytyjskich, dosłownie wylądowałam. Od kilku tygodni planowałam wyjazd do Kew w Londynie, ale że kobieta zmienną jest… Tak poważnie to uznałam, że dzień jest o tej porze roku zbyt krótki by obejrzeć ogromny ogród jakim jest Kew. Tym sposobem mój wybór padł na Ogród Botaniczny w Cambridge, który to ogród już od dłuższego czasu miałam w planach.
Ogród położony jest praktycznie w sercu miasta, od otwarcia w 1846 roku ogród był natchnieniem i inspiracją dla ogrodników, został zaprojektowany tak by był ciekawy przez cały rok. Jeszcze tydzień temu odwiedziłam krakowski OB, ale nie da się tych dwóch miejsc porównać, nie tylko z powodu klimatu ale przede wszystkim z powodu poziomu jaki oba ogrody reprezentują. Ogród w Cambridge to jedyna w swoim rodzaju perełka, niesamowicie zadbany i dopieszczony. Położony jest na 40 akrach ziemi, co w przeliczeniu daje ok 16 ha. W Cambridge przede wszystkim jest przytulnie i mimo sporej ilości zwiedzających intymnie.
Jak każdy OB ma przede wszystkim spełniać rolę edukacyjną, zarówno dla studentów jak i zwykłych ludzi. Znajduje się tutaj kilka narodowych kolekcji, między innymi z rodzaju Bergenia, Lonicera, Saxifraga ect, ect… Ale o tej porze roku to nie byliny powalały. Mimo że na Wyspach wegetacja trwa znacznie dłużej niż u nas to jednak przyroda rządzi się swoimi prawami i musi zatoczyć swój niezmienny krąg – od wiosny do zimy… Nawet tutaj w Cambridge zima czasem daje się we znaki, tak było między innymi w zeszłoroczne Święta Bożego Narodzenia gdzie pewnej nocy temperatura spadła do -11,7 stopni C, mimo to wiele drzew zachowało swój zimozielony charakter.
Przywitała nas Malus x domestica 'Flower of Kent’, genetyczny potomek jabłoni na którą spoglądał (a właściwie na spadające jabłka) sir Isaac Newton myśląc nad teorią grawitacji.
Teraz jesienią to właśnie drzewa grają pierwsze skrzypce w ogrodzie przeglądając się w stawie:
Gigantyczne sosny czarne, cypryśniki błotne, mamutowce, lipy, dęby, brzozy, metasekwoje, davidie… Długo by wymieniać bo ta kolekcja jest niesamowita. Mnie zauroczyła Zelkova serrata, drzewo prawie u nas nieznane. A poniżej moje ukochane brzozy:
Trudno nie zauważyć i nie zachwycić się „plant in this moment”, czyli ambrowcem amerykańskim:
Ambrowce, podobnie jak tulipanowce można spotkać tutaj wszędzie, zarówno w ogrodach jak i na skwerach pod supermarketem. Mnie zawsze frustruje ilość roślin, których jeszcze nie znam i nie potrafię rozpoznać. Uff, na szczęście ambrowiec nie sprawił mi kłopotu. Oczywiście wszystkie rośliny mają swoje tabliczki. To lubię w ogrodach botanicznych:)
Tak pięknie wyglądają owocostany ambrowca na tle wybarwionych liści. Dorosłe okazy można też spotkać w polskich arboretach, w Powsinie i w Rogowie. Szkoda, że te polskie arboreta zamyka się tak wcześnie – Wojsławice zamykają ogród dla zwiedzających na koniec września:(
Na specjalną uwagę zasługuje na pewno ogród skalny, niestety o tej porze roku pod względem flory już mało ciekawy:
Pięknie za to prezentowała się kolekcja roślin z antypodów, zwłaszcza nowozelandzkie turzyce:
W OB w Cambridge oczywiście nie mogło zabraknąć szklarni – chociaż są niewielkie, to sporo tutaj roślin egzotycznych. Mnie jednak bardziej zafascynowały rośliny skalne z południa Europy, ale to już temat na osobną opowieść.
Co rusz spotykaliśmy takie piękne okazy, jak ten dąb poniżej:
Ogród zimowy:
I widok na szklarnie spod fontanny:
Gdy wyleciałam z Balic wieczorem na termometrze były zaledwie 4 stopnie, w Londynie rozbierałam się praktycznie w biegu, widok ludzi w klapkach i szortach niespecjalnie mnie zdziwił, wiadomo Wyspiarze od kolan w dół są znieczuleni:) Jednak tym razem miał ten strój swoje uzasadnienie na zewnątrz. Tak naprawdę mam sporo szczęścia, bo jesień w tym roku na Wyspach jest piękna, słoneczna i ciepła.
Tuż przed wyjazdem znajomy zapytał mnie czy nie wolałabym polecieć w jakieś naprawdę ciepłe miejsce… Odpowiedź jest jedna – nie. Bo czy jakakolwiek, nawet najpiękniejsza plaża może się równać z tym co zobaczyłam w Cambridge?
Za jakość zdjęć przepraszam, posypuję głowę popiołem ale tak to jest jak się siada za kierownicą bolida nie mając pojęcia jak go prowadzić. I do tego naczyta głupot na internetowych forach. Daję słowo, że następnym razem będzie lepiej:) A przynajmniej się postaram.
Tymczasem żegnaj Cambridge – kolebko kultury, nauki i sztuki… Cudzie Europy w którym czas się zatrzymał.
Tekst Marta Góra
Zdjęcia Marta i Dariusz Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
pięknie i magicznie – zazdroszczę 🙂 ale na naszą jesień polską też nie narzekam – dziś jest przepiękny, słoneczny dzień i wszystko nabrało kolorów… wracaj bo ekipa tęskni! :>
No właśnie się zastanawiam czy wracać;)
A jesień jest tutaj wyjątkowa, zupełnie inna niż w Polsce, bajecznie kolorowa.
I „owocowa”, na każdym drzewie, każdym krzewie kolorowe owoce:)
Syć się ciepłą jesienią na wyspie, fotografuj i pisz, miło choć wirtualnie po OB w Cambridge pochodzić 🙂
Nie wiem ile tutaj jest stopni, ale wyszłam jeszcze na chwilkę do ogrodu (po północy) w samej piżamie;) Zero przymrozków, zero rękawiczek, zero szalików… I te drzewa, mają czas by się spokojnie wybarwić.
[…] Ogrodzie Botanicznym w Cambridge pisałam już przy okazji jesiennej wizyty. Z przyjemnością do tego ogrodu wróciłam latem, dzięki temu mogłam podziwiać bylinowe […]
Po prostu przecodne!!!