Na tę odmianę piwonii chorowałam dość długo i chyba robiłam do niej trzy podejścia. Dwa pierwsze skończyły sie fiaskiem, zakwitła pełnymi kwiatami poszerzając grono różowych piwonii odmiany nieznanej.
Za trzecim razem było lepiej, ale nabyłam malutki kawałek kłącza i trochę to trwało zanim zaczęła przypominać moje marzenie sprzed lat. W zeszłym roku miała zaledwie dwa kwiaty, w tym roku jest ich znacznie, znacznie więcej.
Cieszę się, że w końcu mi się udało, bo jest wyjątkowo piękna.
Tekst i zdjęcia Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Spędziłam dzisiejszy, deszczowy dzień w Pani ogrodzie… jest uroczy, bez względu na porę roku. A pasja z jaką Pani zajmuje się tym zakątkiem godna podziwu. Uwielbiam piwonie, są całkiem zwyczajne, ale ich zapach w chłodnym pokoju mojej babci, kiedy na ścianie tańczą cienie liści antonówek i jałowca… Powinnam tego roku wykopać kawałek kłącza i przewieść do swojego ogrodu. Róża nie ocalała. Babcia robiła z niej wino. Liski były w kolorze brązu zmieszanego z czerwienią, małe. Łodygi strzeliste, co krzakowi nadawało smukłości. Pojedyncze, różowe i delikatne, małe kwiatki, a z nich podłużne, brązowo-czerwone owoce. Już go nie ma. Nie zdążyłam. Pozostało tylko wspomnienie i smak babcinego wina.
Pozdrawiam.
Pięknie Pani pisze o babcinej róży. Miło mi czytać tyle ciepłych słów.