Przemyślenia mam różne na ten temat i wciąż się zastanawiam czy da się toto uprawiać? tzn w przypadku takiego roślinoholika jak ja. No ten minimalizm czy się da…
To nie znaczy że nie potrafię. Potrafię, o tak np:
Nie ukrywam, że zadanie nie było łatwe, bo dla miłośnika barw i kwiecia wszelakiego stworzenie ogrodu w wersji simple jest wyjątkowo trudne. Na szczęście przestrzeń wymuszała pewne rozwiązania i ograniczała szaleństwo. Na dodatek jest to ogród który wymaga kilku godzin pielęgnacji w miesiącu.
Ale u siebie nie umiem. Tyle tylko że od jakiegoś czasu męczy mnie ten wieczny bałagan w ogrodzie, wiec dzielę, rozsadzam, przesadzam i oddaję.
To nie to że minimalizm jest teraz taki trendy, mnie ta moda nawet nie muśnie, nie leży to w mojej naturze. Jednak od kilku lat widzę, że przestaję panować nad ogrodowymi chciejstwami – celowo nie napiszę że przestaję panować nad ogrodem, bo nad ogrodem i naturą zapanować się nie da.
I była taka rabata… właściwe zaczęło się od obrazka który kiedyś zobaczyłam – wielkie krzaczory hortensji pod ścianą domu. I ja wokół tej hortensji budowałam swoja rabatę. Zaczęło się od małego krzaczka.
Robocza nazwa to rabata ziołowo różana. Jak ja się nie mogłam doczekać. Ale jak wiecie nic w ogrodzie nie jest na stałe. Podrosły moje krzewy, podrosły drzewa sąsiada i musiałam pozbyć się róż z tamtej części ogrodu. Nie tylko róż, także wielu wielu roślin które cierpiały z powodu braku światła.
Wczesną wiosną czasem jest chwila na wygładzenie brzegów. Ale tylko czasem…
Kiedyś było tak, niezliczone ilości Viola sororia 'Albiflora’ – jak zakwitały naprawdę urocze. Tyle, że potem były wyłącznie fiołki.
Fiołek dostał wyrok, ale na razie krótki – tzn tępię go i pozostawiam część jedynie tam gdzie chcę by rósł. W innym wypadku jest w stanie zapełnić cały ogród. Na tej rabacie mam najlepszą glebę w całym ogrodzie i udaje się tam uprawiać trochę ciekawych roślin.
Na początku kwietnia, po zeszłorocznej rewolucji wyglądało tak:
Trochę schludniej, czyściej i bez wszędobylskiego fiołka.
Potem wylewała się niebieska rzeka.
Wiem, uroczo, ale niestety niezapominajki jak i brunnery mają zwyczaj wsiewać się gdzie popadnie. I znów ograniczanie. Oczywiście ukochanych poeticusów się nie pozbędę.
I gdyby tak pozostawić tę część ogrodu bez opieki to pewnie by się niebieściło każdej wiosny coraz bardziej. Ale docelowo rabata miała być w miarę bezobsługowa. I właściwie jest. Po wielu latach dopiero zabrałam się za porządki, nie wiem czy na dobre temu miejscu to wyszło.
Jeszcze dwa sezony temu:
I się wsiało. Wietlica też sieje się wszędzie.
A później zaczęły „znikać” drzewa od północy na sąsiedniej działce. Stał się cud… więcej światła. Po pierwsze zaczęła kwitnąć hortensja pnąca – po 15 latach, wcześniej miała za ciemno. Ba, w tym roku chce zakwitnąć glicynia sadzona tam jedynie dla liści. Jak nie przymroziło pąków będzie pięknie.
Wymarzona hortensja w końcu się rozrosła. Wiem, wygląda fantastycznie. Tyle tylko że bardzo krótko bo albo kładzie ją deszcz albo upał. Większa część tych krzaczorów wylądowała w innej części ogrodu, została tam dosadzona H.serrata.
Tak wiem, malowniczo wygląda ze świecznicą.
Z zawilcem też. Chociaż w tym roku aż tak pięknie nie będzie, większość zawilców mi padła. Po raz pierwszy…
Gdyby nie podpora leżałaby na resztkach funkii.
Zrobiło się czyściej, zrobiło się jaśniej. Ubyło roślin, ale niestety nie gatunków.
Czyli minimalizm mi nie grozi…
Nie potrafię się pozbyć ciekawości nowych roślin, nowych doświadczeń. A gdzieś trzeba to zielsko upychać. I tak, dałam ściółkę z kory. Prawie jej już nie widać. Ale przynajmniej chwastem to wszystko nie porasta.
Tekst i zdjęcia Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Tak czy tak, zakątek jest bardzo urokliwy. Dla jednych są ogrody minimalistyczne, dla innych różnorodne i swobodne. Nie ma sensu z tym walczyć.
Moje zawilce też zniknęły, jestem niepocieszona.
U mnie coś tam odbija z zawilców, ale pomór jest. Chyba po raz pierwszy aż taki.
Szkoda tych zawilców, bo kompozycja ze świecznicą chwyta za serce .
Część zawilców jednak odbiła i mam nadzieję, że sobie poradzą. Ostatecznie dosadzę kolejne bo też je tam lubię.