Zima powoli zagląda przez okno, ale raczej na białe poduchy śniegu się nie zanosi. Mroźne noce i zerowe temperatury w dzień – oto co czeka nas w ciągu najbliższych dni.
Brak śniegu mnie osobiście nie doskwiera, ale zapewne brakuje go roślinom w mroźne noce. Z powodu tej niewielkiej tęsknoty postanowiłam pokazać małą porcję zdjęć zrobionych w lipcu 2015 w Ogrodach Sissinghurst. Zamiast białych płatków śniegu zapraszam więc na oglądanie białych płatków róż…
O Sissinghurst Castle and Gardens pisałam już wielokrotnie, nie pamiętam nawet ile razy miałam już przyjemność spacerować po jego wąskich ścieżkach. Mimo to wciąż mnie tam ciągnie… Ogrody podzielone są na osobne pokoje, jest ich tam dokładnie 10. Poszczególne części ogrodu przedzielone są strzyżonymi żywopłotami i murami, ale zadbano o szczegóły, między innymi o wspaniałe osie widokowe. To właśnie jest sympatyczne w tym ogrodzie, że pomimo różnego charakteru poszczególnych „pokoi” łączą się w harmonijną całość. Dzisiaj chciałam pokazać tylko jedno z tych wnętrz ogrodowych, uznawane za swoisty majstersztyk – to biały ogród Vity Sackville-West.
Zwiedzanie ogrodów Sissinghurst powinno się zaczynać od wspinaczki na wieżę pamiętającą jeszcze czasy Tudorów. Na tej wieży właśnie znajdowała się pracownia Vity i to z niej rozpościera się widok na ogród. Nie ukrywam, że widok jest porywający. Z góry też doskonale widać układ całości.
Gdy tym razem wspięłam się drewnianymi schodami na wieżę wiedziałam, że czeka mnie coś ekscytującego…
Powyżej widok na biały ogród z wieży.
Na środku białego ogrodu znajduje się coś w rodzaju altany pokrytej pnącą różą. Różą, która kwitnie tylko raz w sezonie. Mimo wielu wizyt nigdy wcześniej nie udało mi się trafić na jej kwitnienie, aż do teraz…
Altana wyglądała jak ogromny weselny tort spowity w płatki róż… Jest ona stosunkowa nowa, bo została tam zainstalowana w 1969 roku, już po śmierci Vity.
Jeśli ktoś z Was pamięta tamten odcinek Świata Ogrodów to ten widoczek powinien przywołać obrazy i wspomnienia. W białym ogrodzie znajduje się sporej wielkości drewniana altana pokryta białą glicynią. W tej altanie w ciepłe dni spożywano posiłki na wolnym powietrzu. Chyba nawet dość często bo nosi ona nazwę „dining room’.
Co ciekawe biały ogród był od 1931 roku różanym dopiero w 1950 roku został przekształcony w biały ogród. Na mnie sprawia on wrażenie doskonałego, tak idealnego iż prawie nierealnego…
W białym ogrodzie oprócz róż znajdziemy też inne krzewy i pnącza, chociażby jaśminowce, jaśminy, hortensje…
Nie mogło też zabraknąć kaliny. Mnie dziwiło, że wciąż jeszcze kwitnie.
Na tych zdjęciach widać doskonale, że dobranie i połączenie w całość roślin o białych kwiatach wcale nie jest łatwe. Nie ukrywam, że fotografowanie również nie należało do najłatwiejszych. O tej porze roku ogrody są pełne zwiedzających a wąskie ścieżki i rabaty otoczone żywopłocikami z bukszpanów wcale zadania nie ułatwiały. W końcu ogród w zamiarze tworzony był dla dwóch osób.
Gillenii nie mogłam się oprzeć…
Vita zwykła obsadzać swój ogród „na bogato”. Mawiała, zę nawet 7 czy 9 roślin z gatunku to mało, ba nawet 600 byłoby mało gdyby tylko znaleźć na nie warunki i pieniądze. Faktycznie, poza soliterowymi okazami drzew, krzewów nie znajdziemy w Sissinghurst pojedynczych egzemplarzy. Nawet takie rarytasy jak trójlisty, botaniczne lilie czy storczyki rosną w grupach. Łatwo zauważyć, że duża cześć ogrodu to rośliny jednoroczne i dwuletnie. Również z programu telewizyjnego pamiętam narzekania głównych ogrodniczek na zwiedzających, którzy namiętnie zbierali nasiona w ogrodzie. W efekcie brakowało ich potem do rozmnażania roślin na użytek ogrodu. Po programie i apelu, w którym proszony by nie pozyskiwać nasion z ogrodu sytuacja się poprawiła. Spora ilość roślin niszczona jest też właśnie z powodu tych wąziutki ścieżek i przejść – po prostu część roślin jest zadeptywana przez zwiedzających. Reasumując – pozyskiwanie nasion czy roślin z publicznych ogrodów jest karygodne, mają one przecież służyć innym zwiedzającym. Na dodatek pozbawiamy ogród materiału do dalszego rozmnażania. W wielu angielskich ogrodach można również spotkać wolontariuszy którzy nie tylko służą pomocą zwiedzającym ale mają również na nich baczenie.
Mam nadzieję, że ta porcja zdjęć i krótka opowieść umilą zimowy wieczór. I że będą inspiracją do prób tworzenia białych zakątków w niejednym ogrodzie.
Na koniec pozostaje mi życzyć wszystkim moim Czytelnikom pomyślności i samych ogrodniczych sukcesów w nadchodzącym roku 2017.
Tekst i zdjęcia
Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Cudowny, jakże inny wymiar ma ta biel w porównaniu z tym co aktualnie za oknem.
Dziekuję za artykuł, to inspiracja w doborze roslin do ogrodu, niekoniecznie białych,
w taki wieczór spacer po czarujacych miejscach pozwala mi planować wiosenne siewy i nasadzenia.
Cieszę się że rozjaśnił ten post ciemny styczniowy wieczór. Zdjęć z Anglii i nie tylko mam jeszcze sporo, postaram się z nimi powli uporać i bublikować.
To artykuł specjalnie dla mnie! Moim marzeniem jest zobaczyć to miejsce.
Czy kalina, którą pokazałaś na jednym ze zdjęć, rośnie w cieniu? Bardzo bym chciała mieć taką u siebie, ale brak mi słonecznego miejsca w moim białym zakątku.
Kaliny japońskie świetnie radzą sobie w półcieniu. Wystarczy im kilka godzin światła w ciągu dnia. W całkowitym cieniu raczej nie zakwitną i nie będą się jesienią wybarwiać. Potrzebują sporo miejsca, ich atutem poza kwiatami jest szeroki, pagodowy pokrój. Potrzebują jednak wilgoci w glebie, na dodatek mają dość płytki system korzeniowy (jak wiele kalin) i nawet chwasty miewają problemy żeby o siebie zawalczyć, zwłaszcza przy starszych egzemplarzach. Musiałabyś porządnie zaprawić dołek chociażby gliną.
Niektóre odmiany mogą podmarzać, moim zdaniem najlepiej kupować krzewy kaliny japońskiej szczepione na naszej rodzimej kalinie koralowej.