Zdjęć na dysk nazbierało się tyle, że strach się bać:) Ale co tam, jakoś damy radę:) Moda ostatnich lat i różne twórcze lub mniej twórcze dyskusje na temat ogrodów preriowych skłoniły mnie żeby z tych bogatych zasobów wybrać właśnie ten. Usiądźcie zatem wygodnie w fotelach i zaczynamy.
Sussex Prairie Garden położony jest w hrabstwie West Sussex (to to miejsce, gdzie wystarczy w ziemię wbić nogę od krzesła a wiosną zakwitnie) i należy on do Państwa Paula i Pauline McBride. Na wejściu przywitał nas uroczy domek i rabatki przez które to przedarliśmy się do właściwej części ogrodu. Słowo przedzierać się było tutaj właściwe.
Ogród powstał na farmie i jest jednym z nielicznych współczesnych ogrodów w Wielkiej Brytanii. Z pewnością jest jednym z nielicznych ogrodów preriowych. Na próżno zatem tu szukać zamku czy imponującego XVII wiecznego domostwa. Tym bardziej pchała mnie tam ciekawość. Ogród zwyczajnie został założony na sporej powierzchni czy to pola uprawnego czy też łąki. Oboje małżonkowie są ogrodnikami, pasjonatami i miłośnikami roślin. Pomysł na taki typ ogrodu zrodził się w głowie Pana McBride podczas jego współpracy z Pietem Oudolfem.
Mnie spodobał się układ ogrodu i jego podział. Niestety nie zrobiłam zdjęć i są one zaczerpnięte ze strony ogrodu http://www.sussexprairies.co.uk/
Na tym zdjęciu powyżej widać założenie i pomysł na ogród niedługo po realizacji.
Tutaj ogród jest już dojrzalszy, widać że jego szkielet jest mocnym akcentem. Przyznam że to podobało mi się bardzo, zwłaszcza te regularne żywopłoty, dostojne, trochę ciężkawe graby i lekkość traw na środku ujętych w geometrię.
A potem zagłębiłam się w rabaty:
Byliśmy w tym ogrodzie na początku lipca 2015 roku. Tamto lato, a przynajmniej ten tydzień spędzony na Wyspach był jak na angielski klimat dość upalny i suchy. Temperatury oscylowały w granicach 27 do 30 stopni Celsjusza. Reasumując- po paru takich dniach bez deszczu brytyjskie ogrody zaczęły cierpieć. Trawnik już nie był tak zielony a niektóre rośliny wyglądały, hm… słabo. Nie wiem czy sprawiła to ta temperatura i otwarta przestrzeń, czy też męcząca mnie tego dnia potworna migrena ale ogród sam w sobie mnie nie powalił. Pewnie narażę się moim współtowarzyszom podróży ale na mnie nie zrobił jakiegoś piorunującego wrażenia.
Jak na tę porę roku ogród był dla mnie zbyt zielony. Nie ratowały tematu piękne kępy rutewek czy przetacznikowców (tak przetacznikowce z tego ogrodu będą mi się jeszcze śnić latami).
Zupełnie do tego preriowego ogrodu nie pasowały mi liliowce czy maki, skądinąd piękne. Jednak nie tutaj. Żeby było jasne, same rośliny w tym ogrodzie, sadzone w wielkich kępach naprawdę były piękne, widać wyraźnie że właściciele znają temat, wiedzą które odmiany są stabilne, efektowne i dekoracyjne. Tak jak w przypadku założeń Pieta Oudolfa tak i tutaj zamysłem właścicieli było stworzyć ogród z takich roślin, które pięknie wyglądają nie tylko w czasie kwitnienia ale także przed nim i po nim. Widać zabawę kształtami, teksturami i odcieniami zieleni. Dla mnie ten ogród to przede wszystkim efektowne rośliny. Niewątpliwie jednak trudno doszukać się tutaj talentu jak u Oudolfa.
Jednak dla mnie całość była przyciężka, brak temu założeniu lekkości ogrodów Oudolfa. Mimo, że ilość użytych tutaj gatunków oraz odmian traw jak i pozostałych bylin naprawdę jest imponująca.
Ten ogród to cudowna podróż w świat roślin – bardzo pouczająca bo wiele znanych mi odmian mogłam tutaj zobaczyć w pełni sezonu wegetacyjnego w wielkich kępach. Z poznawczego punktu widzenia warto było tę podróż odbyć spacerując ścieżkami meandrującymi pomiędzy kolejnymi nasadzeniami.
Z ciekawostek warto dopisać, że wiele roślin, które w tym ogrodzie rosną można nabyć w punkcie sprzedaży który znajduje się jak zwykle tuż obok kawiarni i sklepiku z gadżetami ogrodowymi. Z tarasu kawiarni spod parasola można również podziwiać ogród.
Właściciele wszystkie rośliny sadzili sami korzystając z pomocy przyjaciół, co również jest niezwykle ujmujące. Roślin się nie wycina, pod koniec brytyjskiej zimy (czyli jakoś tak w lutym) w słoneczny bezwietrzny dzień suche łęty są wypalane, podobnie jak na naturalnej prerii, z tą różnicą że tutaj wszystko odbywa się pod kontrolą człowieka.
Bardzo jestem ciekawa opinii czytelników. Jak Wam się podoba ten ogród?
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Pewnie Cię rozczaruję, ale mnie nie bardzo się podoba… Dlaczego? Dla mnie za dużo pustki, przestrzeni, jakby za płasko. Brak mi przytulności, tajemnicy, odkrywania, cienia… Chyba ogrody preriowe nie dla mnie.
Nie jestem rozczarowana:) Po cichu Twoje zdanie podzielam, aczkolwiek ogrody Oudolfa nadal uważam za coś wybitnego…
podzielam zdanie przedmówczyni, brak w tym ogrodzie „iskry bożej”. Piet Oudolf jest artysta a ci państwo to nieudolni naśladowcy. nie neguje ich wiedzy botanicznej i ogrodniczej, rośliny są imponujące mimo niedogodnych warunków (mieszkam w podobnym klimacie i wiem jak szybko ogród traci wygląd gdy zabraknie wilgoci), ale brak im polotu. nawet aranżacja donic na tarasie jest przypadkowa, nie wspominając o plastikowych gadżetach ogrodniczych, które można byłoby postawić gdzieś z boku. wygląda na to, ze właściciele ogrodu nastawieni są na zwiedzających wiec takie detale są ważne.
Na tych zdjęciach jest ich niewiele, ale w ogrodzie były nowoczesne rzeźby, w większości mi się podobały. Jednak moim zdaniem było ich za dużo. Mnie ten ogród zmęczył. Tak jak napisałaś, zabrakło polotu, dla mnie osobiście zestawienia roślin były takie ciężkawe. Jesienią oglądałam realizację zaprojektowaną przez Oudolfa i chociaż u niego też całość była widoczna jak na dłoni, to jednak nie chciało się wychodzić.