Tulipanów, tych odmianowych, nie mam za dużo w ogrodzie, głównie z powodu sporej pracy, jakiej wymaga utrzymanie czystości odmian. Coroczne wykopywanie, nawożenie, przesadzanie. Poza tym nieustannie kojarzą mi się źle z 8 marca i zawiniętym w celofanik żółtym albo czerwonym Apledoornem. Być może jestem odosobniona w poglądach, ale jakoś nie przemawiają dla mnie ani strzępiaste formy, ani jaskrawe kolory. Są też przysmakiem dla gryzoni, więc trzeba ich cebule chronić w koszach. To sprawia, że kiedyś tam kupione, zapomniane cebule pozostawione są często samym sobie i tylko co kilka lat wykopywane i dzielone. Niektóre to pozostałości po pomysłach na jednokolorowe rabaty. Cieszę się jednak że wciąż są i chociaż nie kwitną długo to jednak ich kwiaty są dla mnie oznaką wybuchu kwiecia na drzewach i bylinowych rabatach.
Najbardziej podobają mi się, kiedy ich płatki są zwinięte, tworzą wtedy piękne kielichy. Szkoda, że nie pachną mocno…
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.