Preikestolen był gwoździem mojego turystycznego programu, chociaż bałam się trochę że pogoda pokrzyżuje mi plany. Na szczęście stało się inaczej – trafiłam na piękny, słoneczny i ciepły dzień. Preikestolen po norwesku oznacza kazalnicę lub ambonę, często też w internecie można znaleźć angielską nazwę – The Pulpit Rock. Ten kawałek klifu jest jedną z najbardziej (obok leżącego po drugiej stronie Kjerag) znanych atrakcji turystycznych Norwegii.
My ruszyliśmy na wycieczkę ze Stavanger promem do Tau:
Podróż promem trwała ok 45 minut, w tle pozostawiliśmy miasto a ja mogłam podziwiać widoki z pokładu, zachwycać się niezwykle niebieskim niebem i morzem:
Jeszcze tylko krótka podróż pod schronisko, plecaki na plecy i w górę… Preikestolen to 604 m npm, trasa ma niecałe 4 km które można pokonać bez napinania w 2,5 godziny. Nie jest jakaś trudna, ale są trzy dość intensywne podejścia. Po pierwszym nagroda, widok w dół:
Nawet mniej wprawny turysta sobie poradzi, poza tymi trzema podejściami reszta przypomina bardziej intensywny spacer. Trasa jest bardzo dobrze oznaczona, na skałach są czerwone literki T, który informują że nie zboczyliśmy ze szlaku. Po drodze są też kładki z drewna w bardziej newralgicznych miejscach a na płaskich powierzchniach drewniane stoły i ławy, na których można odpocząć.
I widok po kolejnym podejściu:
Przydadzą się na pewno dobre buty, chociaż ja weszłam tam w zwykłych adidasach. Nawet przy ładnej pogodzie skały potrafią być śliskie, co rusz trafialiśmy na źródło lub mini wodospad. Miejscami są ułożone schody ze skał, niezbyt wygodnie się po nich wspina ale za to schodzi się doskonale. Podobno do ich ułożenia Norwegowie sprowadzili Sherpów.
Oczywiście rozglądałam się co rośnie na trasie, starając się przynajmniej zapamiętać jak najwięcej:
I prawie już na samej górze, kolejna nagroda:
Preikestolen ma powierzchnię 25 x 25 m i w sumie zmieści się tam sporo ludzi. Przed wyjazdem czytałam że najlepiej pójść wcześnie rano by nie utknąć na trasie w „korkach” złożonych z innych turystów. Nie było tak strasznie, może dlatego że poszliśmy na wycieczkę w normalny dzień roboczy. Faktycznie turystów sporo, ale nie na tyle by było to uciążliwe.
Preikestolen w całej prawie okazałości:
Warto wspiąć się wyżej by móc zobaczyć tę potęgę natury:
I dumna z siebie autorka – ostatnio jedyne góry po których biegam to te usypane przez koparkę u klientów. Jednak nie starczyło mi odwagi by usiąść na brzegu i pomajdać sobie nogami, zwłaszcza w obliczu tego co zobaczyłam na dole – statki były mniejsze niż klocki Lego:) Dodam że nie ma tam żadnych zabezpieczeń a podchodzenie do krawędzi odbywa się na własne życzenie. Ale kto chciałby skakać w dół mając przed sobą taką panoramę. Widok z klifu nastraja bardzo pozytywnie, do tego dochodzi ogromna dawka adrenaliny.
Widok z Preikestolen jest chyba jednym z najpiękniejszych jakie w życiu widziałam. Widokiem stworzonym przez naturę a nie dziełem człowieka, który nastraja do zadumy. Nad tym co było przed nami i nad tym co po nas… Norwegia, jak mało który kraj w Europie może poszczycić się niesamowita ilością takich miejsc, gdzie ingerencja człowieka jest niewielka i ograniczona do minimum. W porównaniu z zadeptanymi szlakami górskimi w innych częściach kontynentu tutaj ma się wrażenie, że to wciąż tereny dzikie, niezbadane i niezdobyte. Sam szlak, chociaż przygotowany dla turystów to przygotowany jest bardzo dyskretnie.
Jeszcze rzut oka na okolicę:
Powoli czas schodzić w dół i pożegnać góry, klify i fiordy…
Na trasie spotkaliśmy oczywiście sporą ilość naszych rodaków, zapewne dużo takich którzy przyjechali do Norwegii w poszukiwaniu lepszego życia.
Oczywiście zejście (plus moje zjazdy na czterech literach) było znacznie krótsze w czasie. Jeszcze tylko kawa w schronisku i placek (zapomniałam nazwy) przypominający nasze naleśniki.
Wracamy inną trasą, kolejny prom i kolejne piękne widoki.
To był cudowny dzień. I chociaż momentami męczący fizycznie, to jednak wejście na Preikestolen warte było tego wysiłku. Myślę, że warte każdego wysiłku… Cały czas, lecąc do Stavanger myślałam o zwiedzaniu tamtejszego Ogrodu Botanicznego, z powodu pogody niestety się nie udało. Grzech to mówić, ale Preikestolen warte było poświęcenia KAŻDEJ wycieczki do ogrodu. Jestem też ogromnie wdzięczna moim gospodarzom że mnie po tym kawałku Norwegii nieźle przegonili:)
Marta Góra
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
Zjawiskowe widoki i piękna „plaża” ,tylko do wody daleko 🙂
Wyprawa do Norwegii od dawna jest moim marzeniem. Dzięki Marto za tę migawkę, mogłam chociaż w ten sposób pobyć chwilę w tym pięknym kraju.
Mam nadzieję, że to nie ostatnia wizyta:)
A i zdjęć jeszcze trochę mam ale muszę się ogarnąć.
Norge – dla mnie kraj najwspanialszych widoków. Wydaje mi sie, ze prawdziwych ogrodow jest tam jak na lekarstwo. Ich domy stapiają sie z dziką naturą i czasem tylko jakis krzaczek, kwiatek ktos wsadzi jakby od niechcenia.
Tam gdzie byłam faktycznie jest jak piszesz – większość domów, często nawet nieogrodzonych posesji wtapia się w ten cudowny krajobraz. Wyjazd do Norwegii był jak bajka, mam nadzieję że jeszcze kiedyś do Skandynawii mnie rzuci:)