Ogarnąć to mi się właściwie udaje tak do końca lipca. W ogrodzie jest mnóstwo roboty, ale chyba w moim przypadku usuwanie chwastów zajmuje najwięcej czasu. Witajcie więc w matrixie, będzie to opowieść jak z tym żyć…
Przez wszystkie lata uprawy ogrodu usłyszałam miliony dobrych rad. Dobrych, bardzo dobrych i najlepszych. Ale jak głosi stare powiedzenie syty głodnego nie zrozumie. Wiosną trafiłam na blogu Noela Kingsbury na ciekawy artykuł o jego doświadczeniach i walce z chwastami. Mimo sporej różnicy w klimacie problemy czasem wydają się być podobne. Ostatnie łagodne, bezśnieżne zimy są rajem dla niektórych chwastów, zwłaszcza dla wielu traw łąkowych które z czasem stają się ekspansywne na tyle, że potrafią zawłaszczyć każdą przestrzeń. Tworzą gęstą, zieloną darń która dusi mniejsze rośliny. Od lat staram się zorganizować swoje rabaty tak, by nie poświęcać całego czasu na pielenie ale przy tak dużym ogrodzie wcale nie jest to łatwe. I o ile chwasty wieloletnie (może poza podagrycznikiem i pokrzywą) nie są aż takim problemem to trawy i chwasty jednoroczne są na tyle uciążliwe że czasem człowiek ma ochotę odpuścić. Na dodatek tego trawska nie da się wypielić wczesną wiosną bo jest zbyt duże ryzyko, że się wykopie niechcący rośliny ozdobne, które wychodzą później.
Jak dla mnie najłatwiejsze do utrzymania są rabaty bylinowe złożone z jednorodnych grup.
Wystarczy byliny posadzić na tyle gęsto by po dwóch, maksymalnie trzech sezonach utworzyły ścisły łan. Jednak zaprojektowanie rabaty by była atrakcyjna jak najdłużej wcale nie jest łatwe. O tym może innym razem. Oczywiście gleba musi być dobrze przygotowana. Jeżeli do tego dołożymy ściółkę to praktycznie ograniczy się pracę do minimum (no chyba że jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami działki ze skrzypem polnym – u mnie na szczęście w ogrodzie go nie ma). Sama mam dwie takie rabaty w ogrodzie i utrzymanie ich w dobrej kondycji to czysta przyjemność. Dodatkowo w czasie upałów nie wymagają podlewania, może jakaś długotrwała susza jest w stanie roślinom zaszkodzić. Paprocie i wszystkie leśne rośliny za ściółkę są ogromnie wdzięczne. Za jakiś czas trzeba będzie oczywiście coś wykopać czy przesadzić ale raczej dużym kłopotem to nie będzie. Jest jedno ale… nie wszystkie rośliny dobrze znoszą ściółkę. Trzeba wybrać takie gatunki którym gruba warstwa kory nie zaszkodzi. Obecnie jestem mądrzejsza o całe lata świetlne niż na początku przygody z ogrodem. Po pierwsze żeby te wszystkie rośliny chciały żyć potrzebna jest warstwa kompostu, najmniej 10-15 cm. Kilkakrotnie robiłam tak, że na wytyczonym miejscu lądowały resztki z ogrodu, po roku lub dwóch tworząc żyzną warstwę – wystarczyło ją potem przekopać z rodzimą gliną i gotowe. Ja dawałam wszystko, nawet chwasty z nasionami (poza tymi najbardziej uciążliwymi). Jeśli nie wpakujemy w takie miejsca skrzypu, podagrycznika czy perzu to potem ściółka załatwi sprawę kiełkowania nasion. By ściółka spełniła swoje zadanie warstwa musi być gruba (5-7 cm).
Kiedyś Megi pisała o zaniechaniu i ja takie zaniechanie mam w około. Dużo mam. Niestety nie tak piękne jak na jej obrazkach. Ciężka, prawie stale wilgotna i na dodatek częściowo zacieniona łąka porosła w dwa sezony głównie podagrycznikiem i jaskrem rozłogowym, które wsiewały się gdzie popadnie. Dużo lepiej wygląda łąka sąsiada, ale ona jest w pełnym słońcu i wyżej. W ogóle u mnie wszystko jest wyżej.
Bardzo angielski ogród, chyba ktoś próbował tutaj używać zadarniacza… Nie wyszło.
Ulewne deszcze w czerwcu i lipcu nie są tutaj na Podbeskidziu rzadkością, więc nasiona traw spływające z wyżej położonych działek znajdują sobie miejsce docelowe w moim ogrodzie. Albo uda im się wykiełkować od razu albo podstępnie zaatakują zimą i wiosną. Gdyby gleba była lżejsza to i pielenie szłoby szybciej i przyjemniej. Niestety (chociaż czasem ma to plus) jestem posiadaczką tzw gleby dziesięciominutowej. Bardzo mało jest takich momentów kiedy ziemia jest przyjemnie wilgotna i pulchna. Albo jest bardzo mokra, zbita w kluchy albo sucha i twarda jak skała. W pierwszym przypadku pielenie odpada, bo na taczce wywozi się więcej ziemi niż chwastów, w drugim praca na takiej zaschniętej glinie to męczarnia. Pomaga mi w tym mój „japończyk”, od dwóch tygodni funkiel nówka bo jedną sztukę rozjechałam kosiarką. No ale i on czasem nie daje rady.
Poza tym, że ciągłe grzebanie w ziemi jest czasochłonne, to jeszcze poważnie zaburza procesy które zachodzą w glebie. Więc im mniej grzebania tym lepiej.
Jeśli znudziły się Wam jednorodne nasadzenia to zdecydowanie trzeba pójść w matrix.
Rabata w cieniu była lekko modyfikowana w zeszłym sezonie, byliny zostały częściowo wykopane i odmłodzone. By ograniczyć pracę dałam ściółkę. Wszystkim przeciwnikom kory mogę powiedzieć jedno – zapraszam na pielenie, najlepiej z własnymi narzędziami:) Poza tym rozkładająca się kora świetnie wzbogaca glinę i ją rozluźnia. Wadą jest koszt i pobierany do rozkładu azot. Myślę, że za rok lub dwa rośliny zarosną w taki busz, że pracy tu prawie nie będzie. I ściółki też nie będzie. Jest tam sporo cebulowych, które radzą sobie ze ściółką, sporo okrywowych i trochę takich mocnych akcentów jak widoczna w tle świecznica o bordowych liściach. Tworzy urocze zestawienie z seslerią i brunerą 'Jack Frost’.
Zrobiłam sobie nawet zadarniający kawałek z cieszynianki zauroczona tym rozwiązaniem w ogrodzie znajomej. Akurat cieszynianka dobrze tam rośnie. I się wysiewa, więc na razie materiału wyjściowego trochę mam.
Nie bardzo chcę tutaj rozpisywać się o zacienionych miejscach, bo one do ogarnięcia są dość łatwe.
Gorzej bywa pod dużymi drzewami i w miejscach bardziej nasłonecznionych. I na stokach, gdzie ściółka się nie sprawdzi.
W cieniu ostatecznie można pozwolić się wysiewać naparstnicy lub miesięcznicy, niezapominajkom. Poniżej zwarta darń z misięcznicy (Lunaria bienis):
Niezłą gęstwinę tworzy aster rozkrzewiony (Aster divaricatus) – tutaj rośnie pod jabłonią ozdobną. Fantastyczne odkrycie sprzed lat – nic pod nim nie urośnie. No może czasem coś się wsieje ale to i tak obszar o którym można zapomnieć.
Marzenie o dynamicznej rabacie pełnej różnorodnych bylin i traw kosztuje sporo pracy. Więcej niż bym sobie życzyła… I tutaj zaczynają się schody.
Przy tworzeniu takiej wielowarstwowej rabaty pomocne będą rośliny jednoroczne i dwuletnie. Wpierw pojawiają się cebulowe, u mnie głównie jest to narcyz który świetnie na mojej glebie rośnie. Potem piwonie, maki i ostróżki (tnę zwłaszcza te ostatnie) a potem zaczyna się festiwal: cleome, werbena patagońska, firletka kwiecista, itd, itd…
Tak to wygląda z bliska jeszcze przed kwitnieniem.
A tak z perspektywy oglądającego:
I zdaję sobie sprawę z tego że nie jest to ogród dla każdego. I że nie jest idealny. Sprawiać może wrażenie chaosu i bałaganu, jest nieprzewidywalny. Trzeba się pogodzić z tym, że nie wszystkie gatunki zniosą taki ścisk, że gdzieś czasem coś się wsieje, coś zacznie dominować (jakiś czas temu tak było u mnie z dziewanną austriacką, zaczęłam obcinać przekwitłe kwiatostany i prawie zanikła, ale zeszłego lata zostawiłam trochę nasienników więc pojawiła się na nowo), coś zaniknie i przepadnie na wieki. Jednak taki ogród potrafi cieszyć, potrafi zaskakiwać i jest swego rodzaju wyzwaniem. Tego nie nauczą żadne szkoły ani studia. To co się w nim dzieje opiera się głównie na wiedzy i doświadczeniu zbieranym od lat. I każdy wyuczony projektant złapie się za głowę… Piszę o tym bo czas na hejt – to dwa piękne architektoniczne ogrody, wydawałoby się że świetnie zaprojektowane ale tej porze roku w ich centralnych punktach była tylko ściana zieleni. Żeby chociaż jeszcze jakieś kształty, faktury… Można wymyślać, rewitalizować i doinwestować co właściwie w przypadku każdego ogrodu jest po czasie niezbędne. Smutne jeśli robi się to w ogrodach założonych 2-3 lata temu.
Dlatego byliny…
Ale co z bylinami które kwitną latem, potrzebują słusznego miejsca? Pod którymi lokują się te wszystkie paskudne chwasty?
Te wszystkie trawy ozdobne, liliowce, irysy syberyjskie itd, itd… czyli byliny z których zrezygnować nie umiem, ale zajmują sporo miejsca?
Noel radzi by sadzić pierwiosnki (zwłaszcza na brzegu rabat), niestety to może sprawdzi się w nadmorskim łagodnym klimacie ale na południu gdzie potrafi przygrzać to już nie bardzo. Może gdzieś między bylinami można próbować. Takich roślin, które kwitną wiosną a potem chowają się pod liśćmi bylin można by znaleźć sporo. Pytanie co w czasie suszy wytrzyma towarzystwo np miskantów? Ciągle szukam takich bylin, które w czasie suszy nie padną ale też nie wygniją w ciągu deszczowego lata. Ja lubię kocimiętki, wychodzą wcześnie, wcześnie kwitną – po kwitnieniu je przycinam, ogarniam na szybko to co pod spodem się wsiało (czyli głównie gwiazdnica, żółtlica i tasznik). Odrastają kocimiętki w tempie ekspresowym. I chociaż mam ich sporo to głównie w roli ochrony gleby sprawdza się kocimiętka Fassena i kocimiętka wielkokwiatowa sadzona na brzegach rabat.
Jest jednak bylina idealna, która sprawdza się wszędzie i chyba w każdym ogrodzie, prawie w każdym miejscu. To bodziszki. Albo mogą tworzyć samotne kolonie i występować w formie zadarniacza jak te poniżej: korzeniasty w duecie z kantabryjskim:
Lub te o wiotkich pędach, które będą rosły pomiędzy bylinami i będą się po nich wspinać.
Do tego świetnie będą się nadawać wszystkie mieszańce: 'Patricia’, 'Ann Folkard’, 'Sirak’, 'Orion’, 'Ivan’ itd. Trzeba uważać, bo mieszańce od Geranium psilostemon mogą wymarzać (jak i sam gatunek, który już dwa razy miałam w ręku i dwa razy uszłyszałam stop). Na suchy i słoneczny brzeg rabaty doskonały będzie Geranium renardii oraz wszystkie jego hybrydy. Do półcienia: Geranium versicolor, Geranium x oxonianum, Geranium wlassovianum, Geranium endressii. Te są znacznie pewniejsze. Kiedyś jeszcze sadziłam bodziszka żałobnego (Geranium phaeum), ale jego uciążliwe wsiewanie się w inne rośliny zniechęciło mnie do tego gatunku. W cieniu świetny będzie bodziszek leśny (Geranium sylvaticum). Wybór bodziszków jest naprawdę spory. Na dodatek po przycięciu (podobnie jak kocimiętki) szybko odrastają. Większość tych gatunków nie jest dla estetów, niewiele bodziszków wygląda schludnie bez ciągłego dłubania i przycinania, wręcz niektóre po kwitnieniu mają taki chwastowaty wygląd. Ale de gustibus:) Na glinie też nigdy nie będą tak efektowne jak na lekkiej glebie, ale nie o to tutaj w tym zamieszaniu chodzi.
Tu świeżynka, sadzona wiosną pomiędzy różami. W przyszłym sezonie zapełni całe wolne miejsce.
Do dalszego dosadzania bodziszków zachęcił mnie właśnie post Noela a potem wyjazd do Anglii – naoczne obejrzenie zabodziszkowanych rabat zmobilizowało mnie do robienia sadzonek z tego co mam i wzbogacenia ogrodu o kolejne.
Oczywiście najprościej zamówić kilkanaście skrzynek i posadzić. Tyle, że nie każdy ma worek pieniędzy do wydania. Oczywiście pierwsze sadzonki należy kupić lub wymienić ze znajomymi a potem można je rozmnażać samodzielnie. Część zapewne będzie się wysiewać, część trzeba podzielić. Teoretycznie wczesną wiosną lub pod koniec lata, ale… we własnym ogrodzie można wszystko. Ja robię to wtedy kiedy mam czas, z pominięciem dni upalnych. Widełkami wykopuję całą roślinę lub jej część i delikatnie rękami dzielę na mniejsze kawałki starając się przy tym nie uszkodzić wszystkich korzeni. Przycinam też większość liści, bo niestety bodziszki lubią przywiędnąć. Po niedługim czasie podlewana roślina zacznie wypuszczać nowe liście. A oto moje sadzonki zrobione z Gerenium clarkei.
Nie wyglądają zbyt bogato, ale wiem że za rok, dwa będą z nich już spore kępy. Kilka lat temu w ogrodzie miałam przeciesz tylko jedną sztukę Stachys monieri 'Hummelo’!! Teraz nawet nie jestem wstanie policzyć w ilu miejscach ogrodu rosną całe kępy. Bo półzimozielone, na dodatek długo kwitnące 'Hummelo’ jest również świetną rośliną do tego typu założeń.
Uczciwie trzeba przyznać że przy wszystkich swoich zaletach zarówno taki dynamiczny matrix jak i ściółka oraz rośliny okrywowe mają jedną podstawową wadę – ślimaki. One kochają spokój, wilgoć i cień.
A jak już mnie chandra dusi to sobie ściągam do ogrodu coś nowego – wiem, kupowanie naparstnicy i to w takiej cenie… Ale jakże można się jej oprzeć? Ciekawe czy wyda nasiona i ciekawe jak będzie wyglądać potomstwo.
Komentarze mogą być sprawdzane pod kątem ich zawartości. Nie będą akceptowane treści zawierające m.in. wulgaryzmy, treści obraźliwe lub linki pozycjonujące strony www. Więcej informacji: Polityka prywatności.
właściwie nie ma co komentować, bo trzeba się zgodzić ze wszystkim 😉 w tym kontekście- świetny post, z serii „nie zobaczysz, nie uwierzysz”. Bo dokładnie tak jest w twoim regionie, i w konkretnych warunkach twojego ogrodu, i nikt cię tego nie nauczy poza tobą samą. Cudowna jest twoja zgoda na matrix i „niech się dzieje”, wynikająca z tej wiedzy i doświadczenia.
Gorzej u kogoś, prawda? wytłumaczyć, że nie zawsze i nie cały ogród będzie wyglądał tiptop, że ma słabsze miejsca i okresy, że rośliny siłą rzeczy będą zmieniać miejsca i zachowywać się spontanicznie.
Zaniechanie- wymaga jeszcze więcej wyrozumiałości i specjalnego patrzenia, na zdjęciach oczywiście można wszystko dokadrować.
Dodałabym jeszcze (właśnie o tym piszę, ale nie wiem, kiedy skończę, bo jednocześnie się pakuję ;-p), że warto używać tego, co rośnie w okolicy i patrzeć całościowo, nie analizować radosnego bałaganu na rabatkach, tylko patrzeć na krajobraz.
Ja sobie wymyśliłam łan krwawnicy (rośnie w okolicznych rowach). I nic… no nie daje w ogrodzie rady, tzn jedna sztuka pojawiła się spontanicznie:)
I tak podpatrywanie krajobrazu i tego co rośnie w około to połowa sukcesu przy doborze roślin.
jak to nie daje rady? no niemożliwe.
Albo wiem. W rowie ona rośnie nie na bardzo ciężkiej glebie, bo ona jest wybrana, ta glina. W naturze rośnie na murszowych łąkach (mokro, światło, żyzno, ale nie glina, najwyżej czarna ziemia pobagienna). Może tak być.
Właśnie zapragnęłam bukwicy do moich łąk 🙂
Ja sobie ją poćwiczę jeszcze gdzieś w ogrodzie, bo u klientów rośnie bez szemrania, w mini ogródku u mnie za oknem wyrosła tego lata nieprzyzwoicie. Bukwicy takiej zwykłej, gatunku?
Po pierwsze, dziękuję za ciekawy tekst.
Oj, Marta… ciężko mi po przeczytaniu. Zaniechanie docelowo nie dla mnie, muszę mieć wrażenie swobody i ładu jednocześnie. Chyba wybór okrywowych i dużych, jednorodnych grup będzie najlepszy. Kompostu ciągle mam za mało.
Które bodziszki byś u mnie widziała, czy te, które wymieniałaś do półcienia?
Pytam o pełniące rolę okrywowych (poza korzeniastym, mam go, sprawdza się i kwitnie krótko). A jakie wiotkie, wspierające się o byliny?
A które wyglądają schludnie, nie chwastowato po przekwitnięciu?
Łatwiej Ci będzie odpowiedzieć, bo znasz już mój ogród i widziałaś go w najgorszym okresie suszy. U mnie ziemia nigdy nie jest przyjemnie pulchna i wilgotna.
Czy ta cudna naparstnica to Dalmatian Peach? Też ją nabyłam…
Może G.cantabrigienese albo G.wlassowianum?
[…] Ja mam nadzieję, że do uprawy bodziszków zachęcać nie trzeba:) Bo jak widać niewielkim kosztem można uzyskać fajny efekt. O tym jak stosować i jak rozmnożyć bodziszki pisałam już tutaj […]